"Zapomniany świat" to książka Tomasza Trzcińskiego o problemie głodu w krajach Globalnego Południa.
"Zapomniany świat" to książka Tomasza Trzcińskiego o problemie głodu w krajach Globalnego Południa.
Rozdział 8
Wielkie korporacje żywnościowe i maklerzy giełdowi– władcy jedzenia, panowie życia milionów.
Czy to możliwe, aby kilkaset korporacji sztucznie kreowało i podtrzymywało problem głodu w krajach Trzeciego Świata? Czy możliwe jest, aby garstka maklerów giełdowych potrafiła wpływać na wahania cen żywności, prowadzące do eksterminacji głodowej całych państw? Czy to możliwe, aby cyniczne decyzje biznesowe kilku tysięcy osób decydowały o tragicznym losie dziesiątek czy setek milionów ludzi?
Tak, to się naprawdę dzieje.
Jean Ziegler jest szwajcarskim socjologiem i dyplomatą. Pełnił kiedyś funkcję posła szwajcarskiego parlamentu, a także profesora Sorbony i uniwersytetu w Genewie. W latach 2000 – 2009 był Specjalnym Sprawozdawcą ONZ ds. Prawa do Wyżywienia. Współpracował też z ONZ jako członek Komitetu Doradczego Rady Praw Człowieka.
Praca Zieglera w ONZ była serią konfliktów z ważnymi urzędnikami, pracującymi w tej organizacji. W sposób bezkompromisowy demaskował indolencję i zaniedbania ze strony wielu osób i instytucji powołanych do walki z problemami świata. W swoich książkach podaje mnóstwo przykładów na bezczynność urzędników (agend ONZ-owskich czy podobnych instytucji), którzy milcząco godzą się na istnienie tego dramatu. Ziegler przetrwał na stanowisku Specjalnego Sprawozdawcy ONZ ds. Prawa do Wyżywienia aż 9 lat, głównie dzięki wsparciu ze strony Kofi Annana – ówczesnego sekretarza generalnego Organizacji Narodów Zjednoczonych.
Pracując w ONZ, poznał bardzo szczegółowo mechanizmy, które powodują, że na świecie przez dziesięciolecia utrzymuje się tak poważny problem głodu. Swoje spostrzeżenia zawarł m.in. w: "Geopolityce głodu" i "Imperium hańby". Obraz, jaki rysuje w swych książkach Ziegler, jest niewiarygodny.
O tragicznej sytuacji Trzeciego Świata oraz o przerażających dysproporcjach między bogatą Północą a biednym Południem odważnie pisze także Martín Caparrós, argentyński pisarz, autor znakomitej książki Głód. Również wielu amerykańskich publicystów i naukowców wypowiada się na ten temat. Wszyscy oni wskazują na istnienie tych samych prawidłowości.
25 % światowego rynku żywności jest kontrolowane przez około 200 wielkich korporacji. Są one potężne. Średni budżet każdej z nich przekracza budżety narodowe państw, w których mają swe siedziby. Korporacje te dążą do przejęcia kontroli nad rynkami żywnościowymi w krajach Trzeciego Świata. Tam, gdzie działają, kontrolują cały proces produkcji żywności. Począwszy od uprawy ziemi, hodowli zwierząt, produkcji i dystrybucji nawozów, aż po dystrybucję żywności na lokalnych rynkach. Ziegler zauważa, że zaledwie 10 korporacji steruje jedną trzecią rynku nasion. 10 innych kontroluje 57% sprzedaży detalicznej, czerpiąc z tego gigantyczne zyski. Z kolei sześć korporacji związanych z przemysłem chemicznym kontroluje aż 77% rynku nawozów.
Wielkie koncerny mają wpływ na każdy etap produkcji pożywienia, mogą też intencjonalnie sterować cenami zboża, nawozów, narzucając swoje warunki finansowe. Tylko 6 przedsiębiorstw posiada w swych rękach 85% procent światowego handlu zbożami. Wielkie przedsiębiorstwa kontrolują też transport żywności i narzucają swoje ceny. Powoduje to często, że cena detaliczna towarów wzrasta niebotycznie w porównaniu z kosztami ich produkcji.
Potężne korporacje żywnościowe bezpośrednio decydują o losie milionów głodnych ludzi. Problem światowego głodu to dla nich świetny biznes i okazja do zarobienia wielkich pieniędzy. SĄ ONE PRZECIWNIKAMI PRAWA DO WYŻYWIENIA. Ich przewrotna argumentacja brzmi mniej więcej tak: ,,Głód to wielki problem. Wynika on z niedostatecznej produkcji rolnej na świecie. Aby go rozwiązać, należy rzecz jasna zwiększyć produkcję rolną. Do tego konieczna jest industrializacja procesu produkcji. Trzeba zaangażować w tym celu ogromne pieniądze i najnowocześniejsze technologie. Wymaga to likwidacji małych lokalnych farm, które są nieefektywne. Konieczna jest również liberalizacja rynku”.
Zauważmy, że koncerny żywnościowe odrzucają znaczenie państwowego interwencjonizmu jako narzędzia hamującego – ich zdaniem – zdrowy przemysł rolniczy. Ich metody działania są bardzo proste. Wchodząc na lokalny rynek w którymś z biednych krajów, narzucają swoje ceny. Wygląda to na istne błogosławieństwo. Jednak strategia ich postępowania jest następująca: chcą zniszczyć lokalne rolnictwo, doprowadzając tym samym setki tysięcy rolników do ruiny. Gdy osiągają ten cel, przejmują lokalny rynek żywnościowy i narzucają wyłącznie swoje warunki finansowe. Ich hegemonia w biednych krajach jest ogromna. Mają wpływ na działania i decyzje władz, mogą wpływać na ważne decyzje polityczne.
W "Geopolityce głodu" Ziegler podaje przykład dominacji jednej z wielkich korporacji w Nigrze, drugim najbiedniejszym kraju na świecie. Skrajne ubóstwo wielu mieszkańców Nigru trudno zrozumieć, gdyż państwo to jest drugim na świecie producentem uranu. Wydaje się zatem, że kraj ten powinien opływać w bogactwa. Jednak w rzeczywistości pozostaje kolonią pewnej korporacji. Cała produkcja uranu jest kontrolowana przez francuskie przedsiębiorstwo Arewa. Państwo i jego obywatele nie korzystają z obecności złóż uranu na swoim terytorium, zaś opłaty, jakie rząd Nigru otrzymuje od korporacji Arewa za korzystanie z nich, są śmiesznie niskie.
Władza nad tym krajem nie ogranicza się wyłącznie do kwestii ekonomicznych. W 2007 roku prezydent Nigru postanowił przyznać koncesję na wydobycie uranu spółce Somina. 33% jej akcji posiadali Nigerczycy, pozostałe należały do jednego z chińskich przedsiębiorstw. W 2010 roku prezydent Mamadou Tanja przyjął delegację chińskiego ministerstwa kopalnictwa. Ta nowa sytuacja nie pokrywała się z planami inwestycyjnymi Arewy. Reakcja była natychmiastowa. W lutym 2010 roku doszło w Nigrze do zamachu stanu. Władzę przejął generał Salou Djibo i przywrócił „stary” ład. Rozmowy z chińskim partnerem zostały zerwane i Arewa odzyskała monopol na produkcję uranu. Państwo znowu straciło szansę na wydobycie z nędzy swych obywateli.
Dramatyczna sytuacja humanitarna doprowadziła w końcu do wybuchu działań zbrojnych na obszarze Nigru. W kraju aktywne są grupy terrorystyczne sterowane przez Al-Kaidę. W Nigrze problemem głodu jest zagrożonych około dziesięciu milionów mieszkańców. W gruncie rzeczy wystarczyłoby w tym kraju zbudować sieć kanalizacyjną nawadniającą 440 tys. hektarów ziemi. To ustanowiłoby samowystarczalność żywnościową tego kraju. Głód w tym kraju z czasem przestałby istnieć. Jak dotąd, plan istnieje tylko na papierze. Jego realizacja mogłaby uderzyć w interesy wielu grup kapitałowych i politycznych.
Dla wielkich korporacji ludzki los nie jest ważny. Ludzie są wyłącznie siłą nabywczą, którą można wykorzystać. Problem głodu to okazja do zarobienia dużych pieniędzy. Właściciele wielkich przedsiębiorstw widzą tylko te pieniądze. Problem głodu jest również pewną niewygodną okolicznością dla polityków i urzędników odpowiedzialnych za koordynację globalnych procesów finansowych. Zatem warto publicznie współczuć i jednoczyć się duchowo czy emocjonalnie z ofiarami wielkiego mordercy, jakim jest głód. Czasem może to nawet przynieść konkretne efekty wizerunkowe i zwiększyć szansę na reelekcję. To poruszające, kiedy prezydent, premier, minister czy ważny dyrektor biorą udział w międzynarodowych spotkaniach na temat problemów humanitarnych lub przyjmują na prywatywnych audiencjach działaczy społecznych i obiecują daleko posunięte wsparcie. Bądźmy jednak sceptyczni wobec podobnych wydarzeń i przemówień, pamiętając, że zazwyczaj są to jedynie slogany. Jak dotąd, żaden ważny polityk nie zadeklarował podjęcia szeroko zakrojonych działań na rzecz redukcji problemu głodu na świecie. Oczywiście, pewne działania są prowadzone, ale to wciąż kropla w morzu potrzeb. Decyzje, jakie się podejmuje, są zaledwie symboliczne. Konkretne działania odkłada się na potem.
Ogromne rozmiary klęski głodu na świecie to nie tylko wynik dyktatu wielkich korporacji. W dużym stopniu to również rezultat spekulacji finansowych na światowych giełdach odległych tysiące kilometrów od głodujących krajów. Pisze o tym między innymi Martín Caparrós, autor Głodu – książki wydanej w Polsce w 2006 roku. Głód to poruszające, ponad 700-stronicowe literacko-dziennikarskie dzieło. Opowiada o problemie głodu w Nigrze, Sudanie Południowym, Madagaskarze, Indiach, Argentynie. Caparrós był na miejscu, rozmawiał z ludźmi, widział skutki głodu na wielu kontynentach i w wielu krajach. Książkę tę pisał przez wiele lat. Jej lektura porusza, ale budzi też wściekłość. Moim zdaniem, dzieło Caparrósa redefiniuje dotychczasowy sposób pisania o problemie głodu, czasami zbyt dyplomatyczny i ogólny. To książka niezwykle prawdziwa i wywołująca silne emocje. Podobnym językiem pisze Jean Ziegler.
Wróćmy zatem to finansowych spekulacji na światowych giełdach. Caparrós opisuje zmianę, jaka w 1991 roku dokonała się w sposobie postrzegania produktów żywnościowych przez banki i giełdy finansowe. W tymże roku analitycy banku Goldman Sachs przekształcili żywność w pojęcie. Wybrali 18 produktów i w oparciu o nie stworzyli nowy instrument finansowy – matematyczną formułę Goldman Sachs Commodity, a następnie wypuścili na rynek akcje.
Eksperyment udał się. Ceny surowców żywnościowych zaczęły iść w górę. Ludzie uznali, że akcje żywnościowe to dobry interes i zaczęli w nie inwestować. Pojawiły się zatem szybko podobne indeksy giełdowe. Te działania miały wpływ na ceny żywności na świecie. Jedzenie stało się świetnym towarem. Okazało się, że reguła: „Wszystkim można handlować” sprawdziła się również w tym przypadku.
Co więcej, żywność jest bardzo pewnym towarem. Przecież każdy jej potrzebuje. To świetna inwestycja, a manipulowanie jej ceną zawsze się opłaca. Dla przykładu: w wyniku spekulacji akcjami żywnościowymi ceny zbóż wzrosły trzykrotnie. To ogromny zysk dla sprytnych maklerów i inwestorów. Szkoda tylko, iż kosztowało to życie milionów ludzi, gdzieś tam daleko na innym kontynencie. Ale czy to kogokolwiek obchodzi? Na stole leżą przecież miliony dolarów do wzięcia. I to w krótkim czasie. Manipulacje cenami żywności i wahania cen na międzynarodowych rynkach to świetne źródło dochodu. Pieniądze zarabia się w efekcie minimalnych, czasami minutowych różnic w notowaniach akcji. To czysta gra, spekulacja matematycznymi formułami. Jednak pamiętajmy, że to szaleństwo oddziałuje na żywnościową sytuację całego świata.
Manipulacje giełdowe i finansowe prowadzą do występowania znaczących wahań cen żywności na całym świecie. Prowadzą do tego również globalne procesy ekonomiczne. Czasem mówi się o tzw. Trade Shocks, które w gruncie rzeczy uderzają w najbiedniejszych. Ceny pewnych produktów mogą radykalnie spaść. Powoduje to, że dochody lokalnych producentów określonych dóbr ulegają znaczącemu obniżeniu. W ich oczy zagląda nędza, zaś w regionach, które zamieszkują, obniża się drastycznie poziom bezpieczeństwa żywnościowego. Czasami zmiana ceny jednego tylko produktu może uderzyć w ekonomię wielu państw. Przykładem jest tu kawa. Zmiana jej ceny zdestabilizowała wiele afrykańskich i południowo–amerykańskich gospodarek. Na świecie kawę uprawia około 25 milionów ludzi. Wiele państw opiera swoją stabilność ekonomiczną na eksporcie tylko tego jednego produktu. Należą do nich między innymi Burundi, Etiopia i Uganda.
W roku 2000 ceny kawy na świecie zaczęły się obniżać. Dla wielu osób zmiana ta oznaczała wejście w strefę skrajnej nędzy. W Ameryce Środkowej 600 tysięcy osób straciło pracę. W Afryce dochody rolników uprawiających kawę spadły do zera. Na świecie zanotowano wzrost liczby głodujących. W samym tylko niewielkim Hondurasie przybyło ich 30 tysięcy.
Wahania cen żywności uderzają oczywiście nie tylko w jej producentów, ale przede wszystkim w konsumentów. Ogromne klęski humanitarne w krajach Trzeciego Świata nie zawsze są wynikami wojen czy susz. Często stanowią rezultat zmian na rynku żywnościowym. Niejednokrotnie dochodzi do zaburzenia dotychczasowej równowagi w imporcie lub eksporcie żywności. Na przykład określone państwo otrzymuje mniejszą ilość pewnego produktu niż zakładano. Jego ceny szybują w górę. Wszelkie tego typu zmiany cen żywności natychmiast uderzają w najbiedniejszych. Jeśli w danym gospodarstwie domowym dzienny dochód na jedną osobę wynosi 1,25$, to 75% tej sumy pochłania zakup jedzenia. Niewielkie nawet wahania cen żywności powodują, że wspomniane 1,25$ może nie starczyć na zakup podstawowych produktów. Zaś duże wahania cen oznaczają dla tych ludzi tragedię, czasem śmierć. Niestety, w ostatnich czasach obserwujemy proces konsekwentnych podwyżek wielu produktów żywnościowych. W latach 2005–2010 ceny żywności w około dziesięciu krajach na świecie podwoiły się. Przykładem jest Zimbabwe, gdzie żywność zdrożała dwukrotnie w samym tylko 2002 roku. Niestabilność cen jedzenia jest jednym z głównych czynników powodujących klęskę głodu na świecie.
Cenami światowej żywności spekuluje się na wielu giełdach. Jedną z najważniejszych jest giełda w Chicago. Dokonuje się na niej transakcji wartych miliardy dolarów. W Chicago rocznie negocjuje się ceną ilości zboża przekraczającą pięćdziesięciokrotnie roczną produkcję tego towaru na świecie! Żywność stała się dla finansistów świetnym towarem, a zamieniona w instrumenty finansowe umożliwiła dokonywanie ogromnych manipulacji cenowych. Jak pisze Caparrós, inwestycje giełdy w Chicago w produkty żywnościowe wynosiły w 2003 roku około 13 miliardów dolarów, w roku 2008 wzrosły do 317 miliardów. Tak wykreowane pieniądze były w dużym stopniu wynikiem spekulacji. Jej rozmiar przewyższył piętnastokrotnie obroty na światowym rynku żywności. Na giełdzie w Chicago ludzie handlują czymś, czego nie posiadają. To w gruncie rzeczy wirtualne operacje finansowe. Sprzedaż i kupno akcji żywnościowych są realizowane przez aplikacje informatyczne. W Chicago stworzono tzw. High Frequency Trading. To system komputerowy, który realizuje tysiące transakcji. Został zaprogramowany tak, żeby manipulował cenami akcji, które analizuje. Algorytm działa w ten sposób, aby wycisnąć jak najwięcej dolarów. To informatyczna maszynka do robienia pieniędzy. A cały mechanizm tego procesu polega na sztucznym podnoszeniu cen żywności.
Ogromna podwyżka cen żywności na początku XXI wieku jest wynikiem reakcji światowej finansjery na kryzys, jaki dotknął świat w 2008 roku. Wówczas okazało się, że tradycyjne akcje, obligacje i hipoteki to niepewny interes. Należało znaleźć nową kategorię dóbr, dającą bogaczom poczucie bezpieczeństwa. Inwestycja w jedzenie okazała się strzałem w dziesiątkę. We wspomnianym 2008 roku inwestycje w towary żywnościowe wzrosły 24-krotnie w porównaniu do roku 2003.
Ziegler nazywa maklerów z Chicago Commodity Stock Exchange „rekinami tygrysimi”. To porównanie do rekina żyjącego w morzach tropikalnych. Zwierzę to potrafi wyczuć kroplę krwi rozpuszczoną w 4,6 mln litrów wody. Maklerzy z Chicago Commodity Stock Exchange również potrafią wyczuć istnienie ofiary gdzieś daleko, na innym kontynencie. Spekulanci działają wszędzie, na wszystkich możliwych frontach. Tragiczna sytuacja humanitarna nieznanych im i niewinnych ludzi oraz ogromna wartość towaru, jakim jest pożywienie, stanowi dla nich okazję do zarobienia pieniędzy. Liczy się tylko zysk. Etyczny wymiar działań, prowadzących do zaspokojenia tej potrzeby, okazuje się nieistotny.
Aparat państwowy nie jest w stanie ograniczyć działań spekulantów. Z technicznego punktu widzenia działają oni zgodnie z prawem. Ta sytuacja rodzi coś, co Ziegler nazywa „bandytyzmem bankowym”. Bandytyzmem, którego rozmiary stały się w ostatnich latach ogromne. Ci bandyci są bardzo skuteczni. Ich działania doprowadziły nawet do obalenia dwóch rządów, na Haiti i w Madagaskarze. Doszło tam bowiem do zamieszek spowodowanych wzrostem cen żywności. Podobne wystąpienia i zamieszki miały też miejsce w Egipcie, Indiach i Tunezji.
,,Zabawa w akcje” może wywołać ogromne zmiany na całym świecie: obalać rządy i powodować zgony tysięcy zagłodzonych ludzi. W rzeczywistości spekulantów nie interesuje nawet, jakimi akcjami handlują. Nie zastanawiają się nad tym. Chodzi im tylko o dobre transakcje – duże skoki cen to klucz to „wyciągania” potężnych pieniędzy. Co więcej, ogromne fundusze finansowe kumulują, często nielegalnie, ogromne ilości akcji. Według Zieglera zaledwie sześć z nich może kontrolować 130 tysięcy kontraktów dotyczących pszenicy. Te kontrakty to „być albo nie być” dla milionów ludzi na świecie.